Wszytko zaczyna się na Filipinach od świeżo ściętego i suszonego w niskiej temperaturze kokosa. Tylko tak przygotowany surowiec jest sens tłoczyć na zimno w niskiej temperaturze. Skrócenie czasu od ścięcia świeżego kokosa z palmy do wytłoczenia oleju na zimno, pozwala nam wydobyć z kokosa wszystko co najlepsze wraz z jego delikatnym smakiem i zapachem. Jest to zdecydowanie najbardziej wartościowa wersja oleju kokosowego, charakteryzująca się wysoką zawartością kwasu laurynowego. Według mnie tylko tak powinen powstawać olej nierafinowany i ta wersja jako jedyna zasługuje na tą nazwę (nierafinowany, extra virgin).
Jednak w rzeczywistości jest często inaczej... Pod tą nazwą jest też sprzedawany olej tłoczony z kopry. Kopra to kokosy, które się ścina i i składa na taką hałdę - coś jak węgiel :) A potem sobie schną na słońcu lub są często suszone dymem (pali się pod nimi ognisko). Temperatura jest tam znacznie wyższa, dlatego nie polecam tej wersji i nie zasługuje ona na nazwę extra virgin moim zdaniem.
Jest jednak jeszcze gorsza wersja... Jest to olej kokosowy tłoczony z wiórek kokosowych. Jest to dość częsta praktyka w Polsce i Europie. Nie wiem czemu to nikogo nie dziwi, jak słyszy o polskim oleju koksowym. Dla mnie to brzmi równie śmiesznie, jak polska oliwa. Oliwę powinno się tłoczyć tam gdzie rosną oliwki. Tak samo olej kokosowy, powinen być produkowany tam gdzie rosną kokosy! Wracając do tematu oleju kokosowego tłoczonego z wiórek, problem jest taki że wiórki kokosowe są suszone w temperaturze około 120 stopni. Jeżeli surowiec do produkcji oleju jest suszony w takiej temperaturze to po co z niego w ogóle tłoczyć olej na zimno, a potem nazywać go nierafinowanym?
Komentarze (6)